22/12/2012

Rozdział osiemnasty



          Brązowowłosa piękność siedziała na miękkim materacu dwuosobowego łóżka z podkurczonymi nogami, które oplatała rękoma. Beznamiętnym spojrzeniem wpatrywała się w drewnianą podłogę odbywając wewnętrzną walkę z przygnębieniem i smutkiem. Nagle zapomniała co oznacza radość czy uśmiech. Temat szczęścia stał się nagle dla niej obcy, stał się tematem tabu. A wszystko za sprawą jednego pytania, które uderzyło w nią falą wspomnień sprzed miesięcy.    
          - Wszystko zaczęło się w listopadzie po odbiorze wyników badań. Wtedy lekarz powiedział jej o nowotworze. Od razu zgodziła poddać się chemioterapii i… pomogło jej to. Po kolejnych badaniach okazało się, że rak ustąpił. Cieszyła się, że wygrała. Obie się z tego cieszyłyśmy. Ale… - Przerwała. Nabrała powietrza w płuca, po czym stopniowo je wypuściła. - …w styczniu, zaraz po powrocie z Mediolanu, skarżyła się na jakieś bóle. Próbowałam ją wysłać do lekarza, ale ona upierała się, że to nic takiego i że samo przejdzie. Posłuchałam ją i teraz wiem, że to był błąd. Rak wrócił i przerzucił się na inne organy. Nic nie pomagało. Jej stan z dnia na dzień się pogarszał. To było okropni widząc jak moja mama znika w oczach. Widziałam, że ją tracę i nic nie mogę zrobić. Nic, rozumiesz Zayn? Nic…
          Zaczęła się trząść i głośno płakać. Przecierała nerwowo oczy, próbując nie wzbudzać jeszcze większej histerii. Z rozgoryczeniem spojrzała w stronę Mulata, który siedział tuż obok z grobową miną. Widać, że był zamieszany. Wypinając pierś, przysunął się bliżej niej. Rumieniła się przez gorzkie łzy. Nie umiała już dużej kryć swojego smutku i słonych łez. Pozwoliła by wszystko wyszło zewnątrz. Zakryła twarz w dłoniach, głowę spuszczając w dół.
          - Jak mam ci pomóc? – wyszeptał Bóg Seksu.
          - Nie wiem, Zayn – mruknęła, nie odrywając drżących dłoni od mokrej twarzy.
          - Spokojnie, Evelyn – powiedział delikatnie, łapiąc ją za nadgarstki i zsuwając jej dłonie. Leciutko ujął jej  zapłakaną twarz w swoich drapieżnych dłoniach. Spoglądał jej w oczy, powolutku masując zapadnięte policzki. Chciał jej pomóc. Pomóc w chwili, w której tak bardzo potrzebowała jego bliskości. Chciał się nią zaopiekować.
          Brunetka miała wrażenie, że dotyka ją Anioł, który jest jedyną deską ratunku w tym całym bagnie. Wokaliście brakowało jedynie skrzydeł, choć i bez nich mógłby zabrać ją do raju. Zapragnęła mocno się do niego przytulić oraz mieć tę świadomość, że on z nią cały czas jest. Uniosła nieznacznie głowę.
          - Zayn… - chrypnęła, a on napotkał jej wyblakłe spojrzenie, tak bardzo różniące się od tego, którym obdarowywała go dotychczas.
          Już bez żadnego słowa, mocno się do niego przytuliła. Skryła twarz w jego ciemnej koszulce, uwalniając kolejne łzy. Nigdy nie przypuszczała, że dojdzie do takiej sytuacji, gdy Zayn będzie musiał ją podnosić na duchu i zwyczajnie się o nią troszczyć. Teraz, w jednej chwili, wybaczyła mu wszystkie głupie zgrywy. Pomyślała o nim, jak o przyjacielu, nie wrogu. A co najważniejsze, nie miała zamiaru więcej się z nim kłócić.  
          Mulat objął ją ramieniem. Delikatnie kołysał ich ciała, głaszcząc miękkie włosy panny Williams. Przecież niczym sobie na to nie zasłużyła. Stało się, tak po prostu. Teraz, najważniejsze, aby Evy nie była sama. Żeby miała się do kogo przytulić i czuć się bezpiecznie. Wiedział, że nie ma tylko jego. Że ma jeszcze troskliwego ojca, Charlotte, Viviene i resztę zespołu. Ale w głębi czuł, że to tylko on może służyć jej ramieniem i słowami otuchy. Obudził się w nim ten troskliwy Zayn, który nie potrafi patrzeć na cierpienie tak bliskich mu osób. Bo Evelyn, wbrew pozorom, była mu bardzo bliska. Może nie okazywał tego, ale w głębi znaczyła dla niego o wiele więcej. Powoli położył ją na materacu, szczelnie przykrywając kocem. Sam ułożył się obok, nie przestając jej przytulać. Co chwilę spoglądał w jej oczy, gdzie błyszczały kryształowe łzy. Otarł je kciukiem, opierając czoło o jej.
          - Cii… - odparł, przymykając powieki i delikatnie muskając jej rozgrzane czoło. Był z siebie dumny, że potrafił sprawić, aby mu zaufała i nie musiała się go bać. Był dumny, bo mógł się nią opiekować. Był dumny, bo miał przy sobie prawdziwą Evelyn Williams.

          Na zewnątrz było bardzo zimno, zbliżająca zima doskonale dawała się we znaki. Śnieg padał jak najęty, otulając krainę białą kołderką. Mróz szczypał w policzki i nos i przepędzał ludzi do ciepłych domów. Do świąt Bożego Narodzenia zostały zaledwie trzy tygodnie. Mimo to półki w sklepach i wystawy wypełniały się świątecznymi przedmiotami już znacznie wcześniej. Kolorowe bombki, migoczące lampki, choinkowe łańcuchy, gwiazdy betlejemskie były wszechobecne. Co jak co, ale na chwilę obecną brunetka miała serdecznie dość. Wir świątecznych zakupów, jak nigdy okazał się być męczący. Dlatego cieszyła się, że miała to już za sobą.
          Relaksacyjna, odprężająca kąpiel. Tylko tego jej brakowało. Pluskała się pośród bajecznie kolorowych mydlanych baniek i śnieżnobiałej, mięciutkiej piany. Całe ciało radowało się i z przyjemnością zrzucało z siebie wszelkie troski i zmęczenie. W powietrzu unosił się błogi zapach wanilii i jeżyn. Czuła się jak królowa. Chociaż na chwilę mogła oderwać się od szarej, kującej rzeczywistości i oddać się chwilę zapomnienia. Kiedy opuściła już wygodną wannę, bezpiecznie okryła się puszystym ręcznikiem i ostrożnie wytarła. Zerkając w lustro, beznamiętnie narzuciłam na siebie ubrania i przeczesując ostatni raz włosy, opuściłam boską łaźnię.
          Gdy bezszelestnie zeszła na dół, zbliżało się już roziskrzone popołudnie. Evelyn przeszła powolnym krokiem po gustownym salonie, w którym nadal unosiła się woń drzewa sandałowego. Jej wzrok powędrował w kierunku eleganckiej sofy, na której drzemała blondwłosa dziewczyna. Uśmiechnęła się pod nosem na widok swojej przyrodniej siostry. Od kiedy Niall i reszta chłopaków wyleciała do Stanów, dziewczyna przesiadywała z wzrokiem utkwionym w telewizor. Kiedy było to możliwe rozmawiali przez Skype’a, ale strefy czasowe nie pozwalałby na to zbyt często. Jedynie co ją pocieszało to to, że tydzień przed świętami chłopacy mieli wrócić do domu. Jeszcze tylko czternaście  dni i ona sama również miała zobaczyć się z Zaynem. Po powrocie od jego wujostwa zżyli się ze sobą. Starali się spędzać więcej czasu ze sobą. Wspólnie chodzili do kina i na spacery. Nie zwracali uwagi na nagłówki tabloidów i wspólne zdjęcia w nich zamieszczone. Zanim wyjechał, przez te kilka dni zauważyła w nim kogoś, komu mogła powiedzieć to, czego nie chciała mówić Viviene czy tacie. Tak, żaliła się Zaynowi ze swych rozterek. Zawsze jej wysłuchiwał i doradzał. Pocieszał i wspierał.
          Evy delikatnie potrząsnęłam ciałem Viviene, próbując ją obudzić. Dziewczyna natychmiast zerwał się na równe nogi rozglądają się na boki. Przymknęła na chwilę niebieskie oczy, a następnie wlepiła je w brunetkę, która wydobyła z siebie cichy chichot.
          - Nie śpij, bo cię okradną. Poza tym zapowiada się całkiem ładny dzień i zamiast siedzieć przed telewizorem przejdź się na spacer – oznajmiła, wchodząc do kuchni i wstawiając wodę w czajniku na herbatę.
          - Jest za zimno – odpowiedziała, wchodząc do pomieszczenia, po czym wskoczyła na ciemny blat wyspy znajdującej się na środku kuchni. 
          - Och. – Evelyn wywróciła teatralnie oczyma i zajęła miejsce obok blondynki.
          - Wracają za dwa tygodnie, czy coś się zmieniło? – spytała, wpatrując się w swoje zadbane paznokcie muśnięte warstwą bordowego lakieru.
          - A co? Stęskniłaś się za Zaynem? – Niebieskooka poruszała zabawnie brwiami sprzedając dziewczynie lekkiego kuksańca w bok.
          - Nie –zaprzeczyła szybko, uśmiechając się w duchu. Nie było to prawdą, gdyż faktycznie brakowało jej obecności Mulata. Usychała z tęsknoty, niczym zdeptana róża.   
          Viv uśmiechając się perliście, zeskoczyła z blatu, a następnie nalała do obu kubków wrzącej wody. Jeden z żółtych kubków wypełniony gorącą herbatą podała brunetce. Ta oplotła kubek chudymi, chłodnymi palcami beznamiętnie wpatrując się w brązowawą, parującą ciecz.
          - Zayn jest w  Londynie. – Blondwłosa upiła niewielki łyk ciepłego napoju, kątem oka zerkając na Evelyn, która ze ściągniętymi brwiami obrzuciła dziewczynę krótkim spojrzeniem.
          - Jak to w Londynie?
          Westchnęła ciężko, opierając się rękoma o połyskujący blat.
          - Dwa dni temu jego tata miał wypadek samochodowy. Z tego co udało mi się wyciągnąć od Nialla jego stan jest krytyczny i nie wiadomo czy z tego wyjdzie – powiedziała pół szeptem, ponownie zatapiając usta w herbacie.
Evelyn patrzyła na pannę Styles wielkimi oczyma nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Serce zaczęło jej bić szybciej, jednak dalej nie wierzyła w to, co usłyszała. Spuściła głowę. Melancholia ponownie otulała ją swoimi ramionami. Ona sama znalazła się w podobnej sytuacji, wiedziała co to oznacza. Współczucie za to, co musi teraz przechodzić, zrodziło się w jej sercu. Zagryzła mocno policzek i odstawiła kubek.
          - Który to szpital? – spytała, zsuwając się gwałtownie z kuchennych mebli i kierując do wyjścia z kuchni.
          - Myślisz, że to dobry pomysł…? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale widząc minę dziewczyny, dodała: - Św. Tomasza – odpowiedziała po krótkiej chwili na wcześniejsze pytanie, odprowadzając wzrokiem brunetkę.  

          Otaczała ją nieskazitelna biel i charakterystyczny zapach, pod wpływem którego zbierało jej się na wymioty. Wszystko tu było poukładane i błyszczało czystością. Idąc po śliskiej, kafelkowej podłodze, dotarła do recepcji. Za wysokim biurkiem ujrzałam drobną kobietę o brązowych włosach i kolczykach sięgających aż do ramion. Spojrzała na Evelyn zza swoich okularów w niebieskich oprawkach i zapytała, nieco gardłowym głosem.
          - A panienka do kogo?
          - Dwa dni temu przywieziono tutaj mężczyznę pod wypadku samochodowym – powiedziała, czując lekkie zaniepokojenie.
          Kobieta przewertowała kilka zapisanych kartek, po czym ponownie obrzuciła dziewczynę chłodnym spojrzeniem.
          - Niestety, nie wpuszczamy na salę żadnych fanek czy zwykłych koleżanek. – Dumnie oświadczyła recepcjonistka, powracając do przeglądania kart.
          - Ale ja jestem z rodziny. – Skłamała, udając oburzenie. – Evelyn Malik, bratanica. Mam pokazać dowód, czy będzie pani łaskawa zaprowadzić mnie pod salę?
          - Już dobrze, wierzę ci. Drugie piętro, sala numer dwadzieścia dwa.
          Okryta smutkiem podążała mlecznobiałym, szpitalnym korytarzem szukając wskazanej sali. Dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden… Jest, krzyknęła w duchu widząc na drzwiach plakietkę z czarnym numerem. Przeniosła zielone oczy na rząd krzeseł stojących pod ścianą. Na jednym z nich siedziała ciemnowłosa dziewczynka, mniej więcej w wieku dziewięciu, dziesięciu lat. Siedziała na brzegu krzesła wymachując drobnymi nóżkami i podśpiewując coś po cichu. W pewnym momencie uniosła głowę do góry i wlepiła swoje duże, orzechowe oczy w brązowowłosą. Ich kolor był identyczny jak u Zayna.
          - Safaa, gdzie… - Zza pleców usłyszała męski, zachrypnięty głos. Nagły dreszcz na plecach zdradził, że należał on do Mulata. – Evelyn?
          Brunetka, nieco zdenerwowana odwróciła się w kierunku chłopaka. Ujrzała swojego Anioła, stojącego nieopodal niej z lekko rozwartymi, spierzchniętymi wargami i podpuchniętymi oczyma. Wesołe ogniki w jego kakaowych oczach ustąpiły miejsca kryształowym łzom. Nie był tym samym Zaynem z uwodzicielskim uśmiech i spojrzeniem. Zabrakło chłopaka, który lubieżnie oblizywał swoje malinowe wargi i namiętnie całował odbywając wędrówkę dłońmi po jej filigranowym ciele.  - Co tutaj robisz? – zapytał, uparcie zaglądając w jej kocie oczy i tuląc do swojego boku ciemnowłosą dziewczynkę.
          - Viviene powiedziała mi co się stało i pomyślałam, że może teraz ja mogłabym się jakoś przydać.
          Kiwnął głową, która od nadmiaru smutnych myśli i problemów stawała się coraz ciężka. Był przybity świadomością, że nie mógł nic zrobić w danym momencie. Że musiał tylko patrzeć, jak jego tata walczy ożycie. Potarł energicznie dłonią o plecy siostry, po czym spojrzał na ciemnowłosą. Obecność panny Williams zawsze poprawiała mu nastrój. Nawet teraz. Przez nią, jego życie obróciło się o 360 stopni. Raz się kłócili, potem nieco bliższy kontakt, potem znowu kłótnia, zazdrość o nią i… no właśnie, i co? Była niczym Anioł, który stale nad nim czuwał. Obrońca. Opiekun. Nieodstępny towarzysz. Najgorsze w tym wszystkim było to, że on czuł do niej coś więcej. Miłość? Pociąg fizyczny, owszem, ale to też nie to. Więc co? Ha, dobre pytanie. Tylko kto zna na nie odpowiedź? Chciał, żeby była blisko niego. Uwielbiał ją całować i pogrywać z nią w różne gierki. Raz na to przystawała, raz nie.
          Nagle poczuł jak szczupłe ramiona dziewczyny starają się go otulić i odtrącić troski na drugi plan. Przez chwilę przypominał woskową postać. Wypuścił Safę z delikatnego objęcia i odwzajemnił gest Evelyn. Zamknął ociężałe powieki i wtulił twarz w jej ciemne, proste włosy napawając się ich słodkawym zapachem.
          - Będzie dobrze, Zayn – szepnęła troskliwie, tuląc go do siebie mocno.
          A jednak czasami w momencie kiedy najmniej się tego spodziewamy życie płata nam figle. Czasem zaskakuje, często dobija. Tak, życie lubi być mściwe. Tak też było dwa dni przed Mikołajkami, kiedy tata Mulata zmarł. Na początku nikt nie mógł uwierzyć, że owa wiadomość jest prawdziwa. Nikt się niestety nie pomylił. Zayn odciął się od przyjaciół. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na SMS-y. W końcu po kilkunastu próbach skontaktowania się z nim, Evy dała sobie spokój. Uznała, że to bezsensu, bynajmniej na razie. Musiał oswoić się z utratą ojca, bólem rozrywającym go od środka.
          Siedząc na drewnianym parkiecie jej dużego, domowego królestwa, zanurzała się w rozkosznych wspomnieniach niczym w słodkiej pianie. Była zła pod burzliwej kłótni z ojcem i macochą przez którą przed chwilą przeszła. Zarzucali jej dużo rzeczy, wiele szalonych czynów, które popełniła. Mogli ją uziemić, odebrać to co najlepsze, jednakże to wszystko było jej teraz zupełnie obojętne. Kochający to wariaci, dla których nie ma rzeczy niemożliwych.


* * *
Witajcie kochani po długiej przerwie, za którą Was bardzo przepraszam. Nauka, poprawianie ocen semestralnych, przygotowania do studniówki, poza tym doszłam do wniosku, że moja wena wyparowała ze mnie. Nie umiem już chyba pisać tak jak dawniej. O ile w ogóle umiałam to robić. Ale zakładając tego bloga z opowiadaniem postanowiłam sobie, że dotrwam do końca. Że będzie to moje pierwsze opowiadanie, które zakończę Epilogiem, a nie dwudziestym którymś rozdziałem. Tak więc mam cichą nadzieję, że wybaczycie mi to. Niestety nie mogę obiecać Wam, że tego typu sytuacje się nie powtórzą. Jeszcze raz przepraszam. 
Co mogę powiedzieć o obecnej części? Dno, totalne dno. Nic chyba więcej dodawać nie muszę. Oczywiście już coraz bliżej zbliżamy się do Waszego, długo wyczekiwanego momentu wyznania uczuć panny Williams i Malika. :) Boże, obym tylko tego nie spieprzyła. Zaległości postaram się nadrobić jak najszybciej.
Z racji tego, że nowa część ukaże się dopiero po świętach pozwolę sobie złożyć Wam życzenia (choć nie lubię tego robić). Przede wszystkim zdrowych, wesołych świąt. Dużo uśmiechów na twarzy, powodzenia w szkole, dobrych ocen. Masę przepysznego jedzenia na stole i prezentów pod choinką. Dużo miłości i szczęścia w 2013 roku, który być może ma zamiar okazać się lepszym od tego. Spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń oraz spotkania ze swoimi idolami! I oczywiście udanej zabawy w Sylwestra. 
Kocham Was, do zobaczenia. :* 

 

23 comments:

  1. nareszcie, nareszcie, nareszcie! świetny rozdział! weny! wesołych . :*

    ReplyDelete
  2. kocham, kocham, kocham!!! :) to opowiadanie jest moim ulubionym i mam nadzieje, ze czesciej bedziesz dodawac rozdzialy :) nadal dziwi mnie fakt, ze mowisz, ze to totalne dno. dziewczyno, piszesz oblednie i genialnie :) czekam na nn i zapraszam do siebie, liczę, że wejdziesz http://ifindyourlips.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. Wcinam sobie ciastka, wchodzę na twojego bloga... Ot tak, z przyzwyczajenia... A tu miła niespodzianka bo rozdział osiemnasty zawitał w moich skromnych progach... Ach : )
    Ale miła niespodzianka, to pojęcie względne, prawda? Mam na myśli koniec rozdziału. Tak mi szkoda Zayna, z tego powodu, że stracił ojca... I to przed samymi świętami Bożego Narodzenia, gdzie każdy powinien tryskać radością, bo w końcu Bóg się rodzi. No ale nic nie jest takie jakim chcielibyśmy, by było. Dobrze mówię? :D
    Jak dla mnie twój styl pisania, to w jaki sposób ujmujesz to wszystko, wciąż jest niezmiennie IDEALNY. Mówiłam ci już, że zazdroszczę ci twojego talentu? Oddaj go, choć troszkę! Proooszę! :)
    A tak z innej paki... Zaczęłam wczoraj czytać ciekawą książkę (zostało mi z 10 str do końca) o 12 letniej Basi, która zachorowała na raka... Wiesz, ta książka z każdą kolejną stroną mi uświadamia, że Bóg i Aniołowie istnieją, oraz to, że nie wolno się poddawać. Cudowne, prawda?
    Ale to było tak nie na temat :3
    Rozdział cudowny, mimo, że smutny.
    Nie pogarszasz się, o co to to nie! Jesteś cudowna!
    Dziękuję za życzenia i tobie też kochana wszystkiego, naprawdę wszystkiego co najlepsze! Zdrówka, szczęścia, dobrych ocen, dobrze zdanej matury, codziennego uśmiechu na buźce, poznania 1D no i co najważniejsze... Żebyś pewnego dnia, wchodząc do swojego pokoju, ujrzała Młodego Boga, leżącego na twoim łóżku. Mowa o Zaynie Maliku oczywiście :3 Jeszcze raz, wszystkiego dobrego i wystrzałowego sylwestra! :3 xx

    PS u mnie rozdział 12 :)

    ReplyDelete
  4. Awww, ZNOOOWU genialne! <3
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziały, kochana!
    Dodawaj szybko! <3
    Dalszej weny! :*
    marrymeharrystyles.blogspot.com/ - Zapraszam! Dodałam nowy rozdział! ;)

    ReplyDelete
  5. Nic się nie zmieniło, bo w dalszym ciągu świetnie piszesz!<3
    Rozdział taki troszkę...smutny, ale mam nadzieję, że w następnym rozdziale zagości radość :)
    Czekam z niecierpliwością na następny i życzę wszystkim : Wesołych świąt! :D

    ReplyDelete
  6. *_______* najlepsze ! Pisz szybko nexxxta ! :33

    ReplyDelete
  7. Rozdział jest genialny.. Jak każdy poprzedni! Oczywiście pojawiło się tutaj trochę smutku :c Szkoda mi Zayna z powodu śmierci jego ojca... :C Twoja wena z Ciebie wyparowała? Dziewczyno, chyba nie wiesz co mówisz... Cholernie zazdroszczę Ci twojego talentu, że tak cudownie piszesz! Jest na prawdę świetnie, a ty uwierz w siebie trochę bardziej :* Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    I również życzę Ci spokojnych i wesołych świąt spędzonych w ciepłym, rodzinnym gronie, dużo radości i spokoju :) No i oczywiście szampańskiego i udanego sylwestra! :)
    Buziaki!
    I przy okazji, pojawił się nowy rozdział: http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/ :) xx

    ReplyDelete
  8. świetny, świetny, świetny, nie dołuj się a na kolejne będę czekać z niecierpliwością, dalszej weny i wesołych :D

    ReplyDelete
  9. ja Cię kiedyś uduszę za te przerwy typowooO!! no kocham to kochaaam, boże to jest jedno z moich ulubionych opowiadań, które można wymienić na palcach u jednej ręki <3 ubóstwiam Ciebie, Twój sposób pisania, Twoje pomysły i wszystko co związane z opowiadaniem :** KOCHAM Evelyn i Zayna jako przyjaciół, są cudowni, ale widać, że nie łączy ich tego typu więź z czego ogormnie się cieszę, łączy ich prawdziwa miłość którą widać na pierwszy rzut oka i tak strasznie się z tego cieszę! oby ojciec Malika wyzdrowiał i oczywiście z niecierpliwością czekam na to wyznanie uczuć. Kochanie również życzę ci Wesołych Świąt i spełnienia wszystkich marzeń ! buziaki :* ps: rozumiem Cię bo sama ledwo ogarniam oceny i przygotowania do studniówki to już jest hit dlatego wiem co czujesz :o ale damy radę !<3/ wishmeyourself

    ReplyDelete
  10. Oh Boże...jak ja dawno nie czytałam tego bloga. Doszłam do 10 rozdziału , a potem pogrążona nauką i tak jak mówisz poprawianiem ocen musiałam się wziąć za siebie , nie mając czasu nawet by spokojnie usiąść przed laptopem ,z kubkiem gorącej herbaty i przeczytać chociażby jeden rozdział. Nie mniej jednak zaczęły się święta , a wiąże się z tym to , że mam więcej czasu dla samej siebie i mogę spokojnie wejść przeczytać rozdziały. Cóż , nie wiem czemu napisałaś że tracisz wenę , kłamstwo ! Ten rozdział jest na prawdę bardzo dobry , jednym z najlepszym. Tak jak już mówiłaś , moment wyznania ich uczuć się zbliża a ja niezmiernie się z tego cieszę. Również wesołych świąt i dzikiego sylwestra. Czekam na następne części i pozdrawiam <3 :*

    ReplyDelete
  11. Jak mogłaś tak skończyć?!?!?! Błagam na kolanach dodaj szybko CD!!!!

    ~Shibushi

    ReplyDelete
  12. powiem Ci prosto - wciągnęłas mnie tym blogiem i opowiadanie jest niesamowite. przeczytałam wszystkie rozdziały co do jednego w jakieś hmm dwa? trzy? dni. cos takiego. naprawde, myslalam, ze bedzie to takie tam opowiadanie, gdzie juz przy piatym rozdziale beda sie calowac i w ogole - milosc wielka do konca zycia. ale nie - Ty dalas Travisa (ktory mnie niesamowicie wkurwial, powiem szczerze), dalas nieugięta i uparta Evelyn. bardzo fajnie, historia jest pisana powoli a nie - ludzie sie poznaja i po czterech dniach ostry seks w lazience w milkshake city :) wiedz, ze zyskalas kolejna czytelniczkę

    ReplyDelete
  13. I ja wreszcie przeczytałam twój rozdział:d Powiem bez owijania w bawełnę. I wiesz to może być dla ciebie cios, ale przykro mi. Muszę to powiedzieć. Mimo że nie musi ci przypaść ci to do gustu, ale nie mogę tego dalej ukrywać.
    Rozdział jest GENIALNY*____*!! Cieszy mnie to, że się ze sobą tak zżyli. Nie rozumiem tylko dlaczego Malik nie poinformował Ev o wypadku taty? No ale to mogę mu darować, ale nie to, że odciął się od przyjaciół i od dziewczyny. Z jednej strony rozumiem, że stracił tatę, że musi być sam, ale z drugiej strony nic by mu się nie stało gdyby odebrał tylko jeden telefon i powiedział coś, cokolwiek. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale to się trochę zmieni:D i wiesz co zrobię jak nie dokończysz tego opowiadani?! także no..pamiętaj o tym!;p
    Wesoły Świąt!;* No i szampańskiego sylwestra!!:) xx

    ReplyDelete
  14. Jest trzecia w nocy, a ja chodzę sobie tak o po blogach i postanowiłam, że zajrzę sobie do Ciebie. Widzę osiemnasty rozdział i zaczynam czytać.
    Cieszy mnie fakt, że Ev i Zayn się do siebie zbliżyli, stali się naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Ale widzę, że porobiło się nieźle. Od teraz oboje borykają się ze stratą bliskiej osoby, tyle, że Evelyn "siedzi" w tym dłużej. Mam nadzieję, że Malik w końcu podejmie ponowny kontakt i pomoże sobie pomóc.
    A Ty jeśli jeszcze raz powiesz, że zwaliłaś to nie wiem, tak Ci skopię tylek, ze zaraz zmienisz zdanie. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale zrobię ;d
    Wesołych świat Ci już nie pożycze, ale wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku owszem. Dużo weny, szczęścia, miłości, pieniędzy - wszystkiego!
    Pozdrawiam, Desire ;*

    ReplyDelete
  15. Zostałaś nominowana do Libster Award:) Pytania masz u mnie na blogu. Pozdrawiam i czekam na c.d. i na ich zejście się:)

    ReplyDelete
  16. Cześć! Twój blog został nominowany do Liebster Award!

    ReplyDelete
  17. Świetny blog naprawdę masz talent w pisaniu zapraszam na mojego bloga jest to dla mnei bardzo ważne :)
    http://wordsxhurt.blogspot.com/

    ReplyDelete
  18. Jaki cudowny szablon na blogu, wygląd.. sama robiłaś? :O Rozdział niesamowity.

    ReplyDelete
  19. Świetnie piszesz! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziało *_*
    Nowy blog, wpadnij :)
    http://plain-kryptonite.blogspot.com/
    x

    ReplyDelete
  20. Świetny rozdział! Każdy ma swój własny styl pisania, a Twój bardzo mi się podoba. Przyjemnie się czyta i wyobraża sobie daną sytuację. Życzę Ci dalszej weny w tworzeniu równie wspaniałych wątków, a przy okazji zapraszam do siebie: http://you-love-me-and-i-love-you.blogspot.com/
    PS. Blog już siedzi w moich zakładkach :)

    ReplyDelete
  21. długo czekałam na rozdział, jest super . ;* ~Anita

    ReplyDelete
  22. Hej :) nominowałam Cię do Liebster Award, więcej informacji u mnie na blogu :)
    http://all--dreams-come-true.blogspot.com/

    ReplyDelete